je w sadzawce, rozpraszajÄ c odbicie i zastanawiajÄ c siÄ ponownie czemu to jÄ draĹźni.
je w sadzawce, rozpraszajÄ c odbicie a także zastanawiajÄ c siÄ ponownie czemu to jÄ draĹźni. KaĹźdego ranka patrzyĹa na ocean, szukajÄ c uruketo. przenigdy nie powrĂłciĹo. MartwiĹa siÄ tym odstÄpstwem od niezmiennego rytmu dnia, do ktĂłrego dawno przywykĹa. Spanie, jadłospis, spanie. Nic wiÄcej. UtraciĹa swĂłj spokĂłj a także bardzo tego ĹźaĹowaĹa. Co jÄ niepokoi? Czym siÄ trapi? WiedziaĹa - lecz odsuwaĹa od siebie wspomnienia. Na plaĹźy okazuje się tak spokojnie. Wreszcie obudziĹa siÄ pewnego dnia. StaĹa na plaĹźy, a przed niÄ jedna z fargi tkwiĹa po pas w morzu. - Ryba - oznajmiĹa fargi barwami dĹoni. PowtĂłrzyĹa to raz dodatkowo. - Jaka ryba? - zapytaĹa Vaintè. - Gdzie? WiÄcej niĹź jedna? Jaka duĹźa, jaka maĹa. Ile ich? NakazujÄ odpowiedzieÄ. - Ryba - dodatkowo raz przekazaĹo gĹupie, wybaĹuszajÄ ce oczy stworzenie. - BryĹa bezuĹźytecznoĹci - kamieĹ gĹupoty - gĂłra niepojÄtoĹci... - Vaintè umilkĹa, poniewaĹź przeraĹźona fargi zanurkowaĹa a także odpĹynÄĹa szybko. W jednej kilku chwilach znalazĹy siÄ w wodzie wszystkie inne, ktĂłre usĹyszaĹy jej wybuch. PlaĹźa opustoszaĹa, co rozsierdziĹo jÄ dodatkowo więcej. KrzyczaĹa gĹoĹno, gwaĹtownie, drĹźÄ c od siĹy swych uczuÄ. - Bezrozumne, gĹupie, nieme stworzenia. Nic nie wiecie o piÄknie mowy, giÄtkoĹci jÄzyka, radoĹci z pojmowania. PĹywacie, Ĺapiecie ryby, grzejecie siÄ na sĹoĹcu, Ĺpicie. Nic by siÄ nie zmieniĹo, gdybyĹcie umarĹy. Ja mogĹam umrzeÄ... ObudziĹa siÄ juĹź, wypoczÄta, caĹkowicie otrzÄ ĹniÄta z bardzo dĹugiego snu. Nie wiedziaĹa jak dĹugiego, czuĹa mimo wszystko, Ĺźe minÄĹo wiele dni a także nocy. StojÄ c w obmywajÄ cej jej nogi wodzie, rozmyĹlaĹa nad swoim losem a także zaczÄĹa go trochÄ rozumieÄ. Opuszczona, wygnana ze znanego jej Ĺwiata, odarta ze swego miasta, pozycji, potÄgi, miaĹa umrzeÄ na tej plaĹźy. Lanefenuu pragnÄĹa jej Ĺmierci, miaĹa nadziejÄ, Ĺźe umrze - lecz tak siÄ nie stanie. Nie okazuje się bezrozumnÄ fargi, ktĂłrej moĹźna kazaÄ umrzeÄ a także ktĂłra natychmiast usĹucha. Niewiele mimo wszystko brakowaĹo. Tak bardzo pragnÄĹa przetrwaÄ, Ĺźe zamknÄĹa siÄ w sobie, zadowalaĹa siÄ cieniem Ĺźycia. przenigdy wiÄcej. JuĹź po dniach mroku. Co mimo wszystko jÄ czeka? Vaintè okazuje się eistaÄ , zawsze bÄdzie pierwsza. BÄdzie prowadziÄ, a inne pĂłjdÄ , gdzie kaĹźe. Ale nie na tej plaĹźy. Otoczona z trzech stron bagnami, z czwartej oceanem. bywa niczym, nic tu po niej. PrzybyĹa na niÄ jako nadwyrężona. obecnie okazuje się juĹź zdrowa. Nie ma powodu, by tu zostawaÄ, pamiÄtaÄ o tym miejscu, nie ma tu nikogo, z kim mogĹaby siÄ poĹźegnaÄ. Nie oglÄ dajÄ c siÄ za siebie, weszĹa do morza, zanurkowaĹa w nie, zmywajÄ c z siebie bĹponiżej, potem wynurzyĹa siÄ a także popĹynÄĹa na pomoc. Tam kierowaĹo siÄ uruketo, stamtÄ d przybyĹy fargi. PojawiĹ siÄ przed niÄ skalisty przylÄ dek, mijaĹa go powoli, aĹź wreszcie przesĹoniĹ plaĹźÄ, na ktĂłrej przebywaĹa tak dĹugo. Nie obejrzaĹa siÄ na niÄ , bo juĹź o niej zapomniaĹa. GdzieĹ przed niÄ okazuje się miasto. Tam popĹynie. Za cyplem ukazaĹ siÄ wielki pĂłĹksiÄĹźyc zatoki o zĹotym piasku plaĹź. Vaintè tak bardzo zmÄczyĹa siÄ pĹywaniem, Ĺźe znieruchomiaĹa, pozwalajÄ c falom wynieĹÄ jÄ na brzeg. Na gĹadkim piasku nie byĹo Ĺźadnych ĹladĂłw stĂłp. ByĹa dziś osobiście a także bardzo to jej odpowiadaĹo. SzĹo siÄ jej lĹźej, niĹź pĹynÄĹo, przed zmrokiem zrobiĹa spory szmat kosztowny. Rano zĹapaĹa kilka ryb a także ruszyĹa dalej. KaĹźdy dzieĹ byĹ dziś inny. Dni odróşniaĹy siÄ od siebie. ZaczÄĹa je liczyÄ, zauwaĹźaÄ, gdy tak szĹa po plaĹźy, opĹywaĹa klify a także cyple. 101 Pierwszego dnia dotarĹa do zatoki. ByĹa tak wielka, Ĺźe szĹa jej brzegiem caĹy drugi a także wiÄkszoĹÄ trzeciego dnia. Czwartego rozpoczÄĹy siÄ klify, do brzegu dochodziĹo pasno gĂłr. TÄ noc spÄdziĹa niewygodnie skulona na skalnej pĂłĹce, opryskiwana pianÄ przyboju. SzĂłstego dnia minÄĹa ostatnie skaĹy a także wrĂłciĹa na plaĹźÄ.